Są takie śluby, które od startu mają dobry flow. Bez napięcia, bez pośpiechu. Wszystko płynie swoim rytmem. Tak właśnie było u Marty i Marcela w Sielsko Anielsko. Podczas przygotowań do ślubu Marty i Marcela od samego początku panowała wyjątkowo luźna i swobodna atmosfera. Kiedy przyjechałem na miejsce uroczystości do Sielsko Anielsko, zastałem Martę i Marcela zajadających się pizzą. Żadnego nerwowego pośpiechu, za to dużo śmiechu i fajnej energii.

Szlafroki, prosecco i… analiza garnituru – tak wyglądały przygotowania

Marcie w przygotowaniach towarzyszyły trzy najbliższe przyjaciółki. Jeszcze przed ślubem udało się zrobić dwie krótkie sesje w ogrodzie – pierwszą w specjalnie przygotowanych na tę okazję szlafroczkach i z kieliszkiem prosecco w dłoni, żeby jeszcze bardziej podbić ten luz przed ceremonią. Drugą już w pełnej gotowości, w sukni ślubnej. U Marcela klimat był nie mniej wyluzowany. Towarzyszyło mu sześciu przyjaciół, którzy z zaangażowaniem pomagali mu się ubrać i, co było absolutnie bezcenne, szeroko komentowali każdy detal garnituru. Miałem momentami wrażenie, że trafiłem na grupę projektantów mody męskiej, tak fachowo rzucali uwagami o kroju marynarki, długości mankietu czy węzłach krawata.

Sielsko Anielsko – idealne miejsce na slow wedding pod Warszawą

Marta i Marcel to para, której osobowość i podejście do życia idealnie pasowały do miejsca, w którym świętowali swój ślub i wesele. Sielsko Anielsko to lokalizacja stworzona pod slow wedding – z dużą przestrzenią, naturalnym otoczeniem i rozbudowaną strefą chillout. To miejsce, gdzie wszystko toczy się bez pośpiechu, głównie na świeżym powietrzu, w otoczeniu natury.

Sielsko Anielsko położone jest niedaleko Warszawy, ale na tyle z boku, by zapomnieć o mieście. Oferuje dokładnie to, czego szuka coraz więcej par: bliskość natury i swobodną atmosferę. Centralnym punktem jest Szklana Stodoła: jasna, przestronna i otwarta na ogród dzięki dużym przeszkleniom. To, co robi klimat tego miejsca, to zielone otoczenie i przestrzeń do odpoczynku, leżaki, ognisko, nyska-bar, a nawet mobilny park linowy i tyrolka. Goście mogą się rozłożyć na trawie, przysiąść przy lampce wina, pobujać na huśtawce. Dla dzieci to raj, dla dorosłych – oddech. A kiedy ktoś potrzebuje chwili spokoju po intensywnej nocy, na miejscu czeka też sauna z widokiem na zieleń. Oczywiście w Sielsko Anielsko zachęca również do organizacji ślubu w plenerze. Odbywają się one w lasku, który znajduje się dosłownie kilka kroków od stodoły. To właśnie tam Marta i Marcel złożyli sobie przysięgę, pod koronami drzew, wśród bliskich.

Najlepsze momenty to te, których nie da się zaplanować

Po obiedzie przyszedł czas na zdjęcia z rodziną i przyjaciółmi. Absolutnie nie były to sztywne, ustawiane portrety. Marta i Marcel, ich bliscy i znajomi dali się ponieść atmosferze totalnego luzu, dzięki czemu sesja zmieniła się w mini-wydarzenie pełne śmiechu, wygłupów i dobrej zabawy. Wykorzystaliśmy między innymi piękną, ozdobną kanapę, która najpierw służyła jako elegancki rekwizyt, a chwilę później była już unoszona w górze razem z Parą Młodą przez ich ekipę. I to jest właśnie magia takich zdjęć. Kiedy ludzie dobrze się bawią, wszystko wychodzi samo. Jeśli tylko mamy czas i przestrzeń, bardzo polecam takie podejście do zdjęć grupowych. Można je zrobić w ogrodzie, bez stresu, bez schematów. Efekt? Kadry, do których chce się wracać, Pokazują emocje, nie tylko twarze.

Na weselach najbardziej lubię te atrakcje, które wypływają od samych gości. Nie są to wydarzenia, które są zaplanowane w harmonogramie, a niespodzianki przygotowane z myślą o Parze Młodej. I właśnie taka sytuacja wydarzyła się na weselu Marty i Marcela. W trakcie przyjęcia przyjaciółki Marty zaśpiewały piosenkę, do której wcześniej przygotowały układ choreograficzny. Było w tym wszystko: pomysł, emocje i świetna energia. Na końcu do występu dołączyła sama Marta. Dziewczyny razem tańczyły, śpiewały, wygłupiały się. Zero napinki, za to mnóstwo radości i spontanu.