Miłość nie zna granic i łączy ludzi z różnych kultur i narodowości. Coraz więcej podróżujemy i poznajemy ludzi z całego świata. Obecnie na prawie każdym ślubie wśród gości są osoby na stałe mieszkające za granicą. Każdego roku fotografuję międzynarodowe uroczystości, które wprost uwielbiam. Mają one unikalną atmosferę, która wynika z połączenia różnych kultur i tradycji. Zagranicznym gościom niezmiernie podoba się folklor polskich wesel. Bawią się znakomicie niezależnie od narodowości. Uroczystości ślubne zagranicą są zwykle skromniejsze i ograniczają się do ceremonii ślubnej, sesji zdjęciowej i krótkiego spotkania w gronie najbliższych. Polskie wesela znane są z tego, że są huczniej obchodzone, trwają wiele godzin i obfitują w tańce, zabawy, jedzenie i trunki w nieograniczonym wręcz zakresie. Przyjezdni bardzo ochoczo korzystają z dobrodziejstw polskiej tradycji weselnej i świetnie się bawią przez cała uroczystość. Często bardzo ekspresyjnie wyrażają swoje emocje, co dla mnie jako fotografa ślubnego jest niezwykle ważne, bo to właśnie na uwiecznianiu emocji skupiam się najbardziej.

Kultura i tradycja szkocka na polskim weselu

Kiedy przyjechałem do Villa Julianna, miejsca ślubu i wesela Moniki i Seana, pan młody wraz z czterema drużbami szykowali się już do uroczystości. Poza wykonywaniem zdjęć mogłem dowiedzieć się, z jakich elementów składa się tradycyjny szkocki strój:

  • kilt – spódnica w kratę wykonana z wełny sięgająca do kolan. Wzór kraty na kilcie określa przynależność do danego klanu
  • sporran – skórzana torba, noszona na przodzie kiltu, wykonana z futra bądź skóry. Służy jako kieszeń na drobne przedmioty
  • kilt pin – biżuteryjny obciążnik luźnego brzegu kiltu, zwykle w formie miecza
  • ghillie brogues – buty wykonane z naturalnej skóry z długimi sznurówkami owijanymi wokół kostki, które są zarówno ozdobą, jak i służą do stabilizowania butów na nodze
  • kilt pin – biżuteryjny obciążnik luźnego brzegu kiltu, zwykle w formie miecza
  • marynarka kończąca na biodrach, aby pokazać cały kilt i dodatki do niego

Nutka dramaturgii, czyli deszczowa pogoda podczas ślubu

Szkoda, że fotografia nie może przekazywać dźwięków. Zanim rozpoczęła się ceremonia ślubna, w ogrodzie rozbrzmiewały tradycyjne szkockie melodie grane przez dudziarza. Dudy są to drewniane instrumenty dęte, które składają się z worka wypełnionego powietrzem i piszczałek. W oczekiwaniu na przyjście panny młodej prowadzonej przez tatę zebrani gości mogli podziwiać tradycyjny taniec w wykonaniu młodej Szkotki. Kiedy wszyscy byli już w pełnej gotowości do rozpoczęcia zasadniczej części ceremonii, drużba zaintonował pieśń. Monika nie była w stanie ukryć wzruszenia, kiedy zobaczyła Seana. Prognozy pogody wskazywały, że deszcz spadnie akurat podczas ceremonii. Sprawdziły się idealnie. Z każdą minutą intensywność deszczu rosła i dodawała dramaturgii wydarzeniu. Byłem pod wielkim wrażeniem urzędniczki, która zachowała zimną krew i do końca w deszczu prowadziła ceremonię. Parasole okazały się niezbędne podczas podpisywania dokumentów. „Najważniejsze, żeby świadectwo zawarcia związku małżeńskiego pozostało suche” – instruowała urzędniczka. Do dzisiaj jestem pod wrażeniem jej spokoju i profesjonalizmu. Muzyka, płatki róż i uciekamy zagrzać się w ciepłym suchym miejscu.

Przemówienia i tańce szkockie na parkiecie

Przemowy na weselu są ważnym elementem szkockiej tradycji. Również i w Polsce stają się coraz popularniejsze. Przemówienia nie ograniczyły się tylko do świadków. Głoś zabrali wszyscy drużbowie i wszystkie druhny. Przemowy okraszone były anegdotami, opowieściami z życia pary młodej i dowcipami, co wprawiło wszystkich gości w jeszcze lepszy nastrój. Ufff… Udało się wykorzystać okienko pogodowe i wyjść na zewnątrz jeszcze przed zmrokiem, żeby wykonać krótką sesję ślubną i zdjęcia z najbliższymi. Po zdjęciach i krótkim pierwszym tańcu rozpoczęła się szalona zabawa. Drużbowie wyjaśniali krok po kroku szkockie tańce tak, aby każdy mógł wziąć udział w zabawie. Wszystkie tańce były bardzo dynamiczne, pary obracały się wokół siebie, a partnerzy/partnerki co chwilę się zmieniali. Śmiechów było co nie miara. Godzina szaleństw i wszyscy goście byli już zintegrowani. Dwoiłem się i troiłem, aby jak najciekawiej utrwalić na zdjęciach ten ruch i emocje. Szkoda tylko, że nie mogłem poobracać się z innymi weselnikami. Muszę to sobie jakoś zrekompensować i gdzieś w Warszawie udać się z żoną na szkockie tańce, oczywiście tym razem już bez aparatu. A jeśli nawet nie uda się znaleźć żadnego szkockiego wieczorku tanecznego, nic straconego, trzeba będzie pojechać do Szkocji.